Jak się Pan czuje po roku w Koronie Kielce?

Te 12 miesięcy minęło bardzo szybko. Mam wrażenie, że w piłce czas biegnie jeszcze szybciej niż w biznesie. Na pewno jest to praca, która daje bardzo dużo emocji. Przyjęło się, że praca to lwia część życia i fajnie, żeby sprawiała satysfakcję. A w piłce można z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że ta praca może sprawiać satysfakcję. Jest tu mnóstwo emocji, czasem dobrych, czasem bardzo złych. I nawet bym chyba nie nazwał tego pracą, bo z pracy bardzo często się wychodzi i o niej zapomina, a w przypadku klubu człowiek zasypia, zamyka oczy i widzi tabelę, następny mecz, czy jakieś problemy, które dotykają klub.

Teraz jest taki spokojniejszy moment prawda?

No właśnie nie do końca tak jest. Zacząłem pracę na początku listopada 2020 roku. Jak w każdej pracy na początku jest intensywnie, gdy się poznaje nowe środowisko. Dosyć szybko poznałem Klub i spółkę, ale niestety zaczął się czas transferów. Jest wtedy bardzo dużo zamieszania, szczególnie pod kątem formalnym. Nie ma jednego wzoru umowy, każda umowa musi być skrojona pod konkretnego zawodnika. Zawsze sobie powtarzałem, że jeszcze tydzień – dwa i będzie spokój, totalny luz. Nie. Tu non stop coś się dzieje. Teraz właśnie można byłoby powiedzieć, że niewiele się dzieje w okresie urlopowym, ale lada chwila rozpoczynamy proces licencyjny. Trzeba wybrać biegłego rewidenta, wiele rzeczy poogarniać, tak żeby ten proces przejść sprawnie, a przede wszystkim z pozytywnym rezultatem. Zaraz potem trzeba będzie robić transfery. Gdyby były zagraniczne, to dokumentów do załatwienia jest dwa razy więcej.

Co Pana najbardziej negatywnie zaskoczyło, czy zdenerwowało?

Staram się, żeby mnie tutaj nic nie denerwowało, bo gdy zacznę się zajmować emocjami, a nie racjonalnym działaniem, to nic z tego sensownego nie będzie. Natomiast najbardziej ubolewam nad pewnym momentem z października. Miałem wrażenie, że wokół Korony wytworzyła się bardzo fajna, pozytywna otoczka – z każdej ze stron. I nagle po meczu z Widzewem było takie jedno wielkie tąpnięcie w każdej przestrzeni – sportowej, marketingowej i organizacyjnej. Z jednej strony wtedy niewiele się w Klubie zmieniło na minus, żeby coś miało tąpnąć, ale z drugiej strony niewiele się rozwinęło do przodu, a chyba oczekiwania były już na tyle wysokie, że utrzymywanie wszystkiego na dotychczasowym poziomie, to było już zdecydowanie za mało. 

Jak ocenia Pan potencjał na współpracę z kibicami?

Chcemy się wsłuchiwać w głosy kibiców. Nie jest to jakaś ściema, żeby się komuś przypodobać. Niestety często jest pewna bezwładność i od momentu kiedy coś usłyszymy, do momentu kiedy coś wykonamy mija pewien czas, którego nie jesteśmy w stanie skrócić. 

Czy zwolnienie trenera Nowaka nie było w jakiś sposób opóźnione, po doświadczeniach ze zwolnienia trenera Bartoszka, na którym się sparzyliście?

W żaden sposób. Nawet bym nie porównywał tych sytuacji. Chcieliśmy zachować pełen spokój, żeby to było w stu procentach racjonalne.

Na początku swojej pracy w Koronie mówił Pan, że codziennie wypadają jakieś nowe trupy z szafy. Czy dzisiaj jeszcze zdarza się, że wypływa coś nowego, czy wszystko jest już poukładane?

Nie wszystko jest jeszcze poukładane, na przykład dwie sprawy z piłkarzami są nadal w trakcie. Nie ma natomiast żadnych nowych spraw, które wypływają i zaskakują. W tej chwili pracujemy na własny rachunek i nie robimy żadnych tyłów. 

Jak teraz wygląda sytuacja finansowa? Tamten rok zamknęliśmy na plusie.

Jest zdecydowana poprawa, przede wszystkim dlatego że regulujemy wszystkie bieżące zobowiązania w terminie, a jednocześnie sukcesywnie spłacamy stare długi, w ten sposób realizujemy jeden z kluczowych elementów odbudowy wiarygodności klubu. Bieżący rok zamkniemy na minusie (koło 3 mln zł) wyjście na plus powinno nastąpić w następnym sezonie o ile awansujemy do Ekstraklasy.

Istotne jest teraz jak największe zaangażowanie w poszukiwaniu Sponsorów, na pewno pomocnym będą nowe uwarunkowania prawne, które dają możliwość zaliczenia w koszty 150% wpłaconych do klubu środków. Wprowadziliśmy niezbędne zmiany żeby Korona jako podmiot spełniała warunki do większego odliczenia.

Wynik finansowy jest bardzo ważny, w żaden sposób nie chcę teraz zmieniać narracji ale w naszym przypadku ważniejsze jest teraz zachowanie płynności finansowej, nie wszyscy wiedzą, że wynik finansowy a płynność to często dwa różne aspekty, które nie łączę się ze sobą na tyle, na ile wielu się wydaje. Dla firm, a w szczególności dla klubów sportowych to właśnie utrzymanie płynności finansowej jest największym wyzwaniem.

Czy ciężko było dogadać się z trenerem Ojrzyńskim?

Były to może długie negocjacje ale bardzo sensowne. Jestem przekonany, że z każdej strony była to przemyślana i dojrzała decyzja. Trener jest bardzo konkretny i pewny siebie, takie cechy cenię u ludzi z którymi mam współpracować.

A czy miał duże wymagania co do kadry zespołu?

Chyba ktokolwiek by tu nie przyszedł, stwierdziłby, że potrzebujemy 3-4 wzmocnienia czyli lewa obrona, środek i typowa „9”. A najlepiej dwóch napastników. W naszym przypadku trudno o odmienne zdania na temat kadry.

To chyba niewykonalne, żeby ściągnąć dwóch bramkostrzelnych napastników zimą?

Potencjalnie zimowe okienko jest najtrudniejszym do jakościowych transferów ale nikt nie powiedział, że nic nie da się zrobić. Ciężkie zadanie przed Panem Pawłem Golańskim, jestem jakoś dziwnie spokojny że sobie świetnie z tym poradzi.

Co nas czeka w hipotetycznej sytuacji, kiedy to nie uda się Koronie awansować w tym sezonie?

Nie wybraliśmy drogi „Ekstraklasa, albo śmierć”, a tak to jest w wielu kręgach odbierane. Trzeba oddzielić dwie sprawy: cel sportowy jakim jest awans do Ekstraklasy oraz „być albo nie być” Klubu. To są dwie odrębne kwestie. Nie po to ktoś Klub odbudował, wkładał w to mnóstwo pracy, żeby to za chwilę pozamiatać i pozamykać. Zatem jeśli nie wybraliśmy drogi „Ekstraklasa albo śmierć” to w przypadku braku awansu będzie trzeba podjąć decyzję czy w kolejnym sezonie z pełną determinacją ponownie atakujemy awans czy też akceptujemy jego brak. Myślę jednak, że zbyt wiele osób zaangażowanych w klub nie pozwoli na brak walki w kolejnym sezonie. 

Rok temu wspominał Pan, że w Klubie była spora dezorganizacja pracy i podziału zadań. Czy udało się to poukładać? 

Obiektywnie jest zdecydowanie lepiej, niemal optymalnie. Jest jasna, czytelna struktura organizacyjna. Każdy dział ma osobę nadzorującą, która deleguje zadania ale też ponosi odpowiedzialność za decyzje. Skończyły się czasy gdzie wszystkie decyzje zapadały w gabinecie prezesa, oczywiście na końcu to ja ponoszę odpowiedzialność ale w sprawnie działającej organizacji pewne decyzje powinny być podejmowane przez osoby, które są najbliżej konkretnego przypadku, oni finalnie wiedzą jak najszybciej i najlepiej rozwiązać problem, z drugiej strony to również daje szansę szybszego rozwoju, wprost pójścia do przodu.

A jak wygląda współpraca z Dyrektorem Sportowym? Czy Paweł Golański sam zajmuje się wszystkimi swoimi obowiązkami i przychodzi do Pana już z gotowymi rozwiązaniami, czy czynnie Pan uczestniczy w tych procesach?

Każda sytuacja jest inna. Z całą pewnością można stwierdzić, że Paweł Golański jest prawdziwym Dyrektorem Sportowym. Nasza relacja jest właściwa, bardzo sobie cenię to co wspólnie udało się nam wypracować. To Paweł Golański po rozmowach z Trenerem realizuje potrzeby pierwszej drużyny. Z mojej strony otrzymuje założenia co do budżetu. Oczywiście każdy transfer dyskutujemy i finalnie wspólnie podejmujemy decyzje ale nie oszukujmy się to Jego wiedza i doświadczenie w tych kwestiach jest kluczowe. Dotychczas zrobiliśmy jedno dosyć intensywne okienko transferowe i ani razu nie mieliśmy odmiennego zdania. To nie jest przypadek, po prostu świetnie się ze sobą dogadujemy.

Jak wyglądały Pana wyobrażenia o tej pracy przed jej rozpoczęciem? Co na początku prowadzenia Klubu sprawiało Panu największą trudność? 

Zupełnie inaczej. Odzwyczaiłem się od działania w podmiocie, który ma problem z płynnością finansową, musiałem bardzo szybko odświeżyć swoje doświadczenia z przeszłości i wdrożyć je jak najszybciej w życie. Na pewno też nie zdawałem sobie sprawy z konsekwencji pełnienia tej funkcji i to tych często mniej przyjemnych, mam na myśli komentarze które lekko mówiąc nie są przychylne, a z którymi trzeba się mentalnie zmierzyć. Zapewne można byłoby się do tego przyzwyczaić ale byłaby to chyba droga do nikąd a raczej do upadku, wydaje mi się że nie ma nic gorszego niż ignorowanie i uodparnianie się na negatywne publikacje, lepszą drogą jest wyciąganie wniosków i nie popełnianie błędów. Nie dążę do ideału, to raczej nie jest możliwe ale chciałbym żeby w tym zakresie był zdrowy balans, na szczęście są również głosy i opinie pozytywne, co bardzo cieszy, buduje i napędza do dalszego działania.

Jak Pan widzi najbliższą przyszłość Korony?

Wymarzoną sytuacją byłoby to, żeby doprowadzić Klub do optimum pod kątem finansowym, personalnym i organizacyjnym. Żeby być w Ekstraklasie i tak opracować budżet, żeby przy jak najmniejszej pomocy ze strony Miasta się bilansował. Jest na to szansa, naprawdę w to wierzę. Potem należałoby pójść krok dalej i wspólnie z Miastem pomyśleć nad budową centrum treningowego. Powinniśmy rozwijać własną akademię – to przyszłość. Oczywiście pierwsza drużyna jest najważniejsza, ale jeśli chcemy się rozwijać, to właśnie w tamtym kierunku. Teraz jesteśmy już na końcowym etapie budowania programu rozwoju dzieci i młodzieży. Zatrudniliśmy ludzi, którzy byli w innych klubach i korzystamy z ich doświadczeń. Teraz mamy wiele celów sportowych do osiągnięcia. Drużyna rezerw może awansować do III ligi. Realny jest powrót do CLJ U18 (w przyszłym sezonie będzie to CLJ U19) To byłyby solidne fundamenty do tego, żeby w Kielcach funkcjonował Klub, dzięki któremu ci perspektywiczni chłopcy będą chcieli u nas grać, a nie wyjeżdżać do innych miast.

Czego sobie Pan życzy w tym nowym roku?

Sobie tylko spokoju. Koronie, a przede wszystkim Kibicom awansu do Ekstraklasy.

rozmawiali: Mikołaj Kęczkowski i A_mks