Czas szybko leci. Nawet się nie obejrzeliśmy, a za Koroną już dwanaście rozegranych spotkań. Jest to jakieś 2/3 rundy jesiennej i nieco ponad 1/3 sezonu. Cel był jasny – bezpośredni awans do ekstraklasy, który zagwarantuje zajęcie miejsc 1-2. W obecnej chwili ten cel realizujemy – zajmujemy 2. miejsce, tracąc 4 punkty do naszego piątkowego rywala. Przed nami jeszcze ogrom spotkań o ekstraklasę, jednak 12 rozegranych meczów jest już solidną podstawą do wystawienia pierwszych ocen i wniosków.

Przed sezonem wszyscy w Klubie zgodnie podkreślali, że dokonaliśmy bardzo konkretnych wzmocnień nie tylko pod względem piłkarskim, ale i charakterologicznym. Ponadto szeroka kadra miała być naszym kolejnym atutem. Wszyscy razem mieliśmy grać o awans i odbudowywać to, co przez ostatnie lata było konsekwentnie niszczone. Początek sezonu pod kątem terminarza rozgrywek ułożył nam się świetnie. Pierwsze trzy spotkania rozgrywaliśmy u siebie, gdzie obowiązkiem było zdobycie 9 punktów. Być może bez fajerwerków, ale cel został zrealizowany. W następnych trzech meczach zaczęło się dziać coś dziwnego. Graliśmy, umówmy się – słabo, ale po kolei punktowaliśmy rywali. W tamtym momencie pomyślałem sobie: „Przecież to jest niemożliwe. W tamtym sezonie grając takie mecze wracalibyśmy wkurwieni bez punktów. Wygrywanie takich spotkań to musi być umiejętność dobrej drużyny. To musi być nasz sezon!” Efekt? 6 meczów – 18 punktów, zdecydowany lider I ligi. I tak minęła 1/3 rundy jesiennej i nieco ponad 1/6 sezonu.

Następnie do Kielc przyjechała Miedź Legnica. Strzelamy gola – jak się później okazało, ze spalonego. I pierwszy remis w tym sezonie stał się faktem. Nie przeżywałem jakoś bardzo tego faktu, w końcu Miedzianka również miała aspiracje na awans i wiadomo było, że wszystkiego wygrywać nie będziemy. Zresztą, jest nawet takie powiedzenie, że lepszy remis niż coś tam gdzieś tam ;). Jednak od tego momentu tych coś tam gdzieś tam zaliczyliśmy jeszcze trzy. W lidze ograliśmy tylko Podbeskidzie, gdzie wbrew opinii „ekspertów” tamtejszego meczu zagraliśmy niezłe spotkanie. Ponadto przytrafił się jeszcze mecz z Wisłą Płock w Pucharze Polski, gdzie zagraliśmy bardzo dobre zawody. Z pozostałymi rywalami waliliśmy głową w mur. Bilans: 1-4-1.

Znów zacząłem się zastanawiać, że jak to jest. Wcześniej graliśmy słabo i potrafiliśmy przechylić mecz na naszą korzyść, a teraz ta umiejętność gdzieś wyparowała? Czy jednak faktycznie – sprowadzeni zawodnicy i nasi czołowi piłkarze z zeszłego sezonu dzięki swoim indywidualnym umiejętnościom potrafili przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Zastanawiam się i nie wiem. Bo z jednej strony jestem zadowolony, bo przecież realizujemy nasz cel. Jesteśmy w czubie tabeli i przegraliśmy zaledwie jedno spotkanie. Z drugiej strony odczuwam niedosyt. Czegoś w tych meczach mi brakowało. Na pewno chłopakom nie można odmówić zaangażowania. Na przykład Zvonek nie ma litości nawet dla kolegów z drużyny ;). Transfery w zdecydowanej większości wypaliły. Gdzie w takim razie tkwi problem Korony? I czy w ogóle takowy istnieje?

Kolejnym aspektem, który mnie ciekawi, jest sprawa naszej szerokiej kadry. Sezon jest długi. Prędzej czy później wiadomo było, że przyjdą kontuzje i kartki. Przychodzi mecz z Arką i… dokonujemy jednej zmiany. Do gry wykorzystujemy 14-15 zawodników, a reszta jest odstawiona na boczny tor. Przemek Szarek, który ubiegłą rundę miał przyzwoitą – wszedł tylko w doliczonym czasie w meczu z Zagłębiem Sosnowiec. Radek Seweryś pewnie prędko w tym sezonie nie zadebiutuje. Marko Pervan myślami powinien być już przy zimowym okienku transferowym – bo nic nie wskazuje na to, by miał tu dłużej zostać. W teorii w lecie sprowadziliśmy trzech napastników. W praktyce – kiedy wypada nam Adam Frączczak, nie mamy napastnika i musimy się ratować Kubą Łukowskim.

Analizując dalej: czasami mam wrażenie, że Marcin Szpakowski gra trochę z przymusu. Nie zrozumcie mnie źle. Uważam, że jest to ogromny talent i super, że regularnie gra w dużym wymiarze czasowym. Jednak czasami wydaję mi się, że Marcinowi przydałoby się trochę odpoczynku lub rozpoczęcie spotkania na ławce rezerwowych. Wcześniej, za poprzedniego trenera miałem wrażenie, że niekiedy Marcin był celowo pomijany. Teraz z kolei uważam, że jest na siłę pchany do pierwszego składu. Nie ważne jak będzie grał, to i tak znajdzie miejsce w podstawowej jedenastce. Na przeciwległym froncie z kolei znajduje się Zvone Petrović. W tym przypadku odnoszę wrażenie, że nie wiem co by musiał zrobić, by dostać pierwszy plac. Chłopak na dobrą sprawę nie dostał jeszcze poważnej szansy od żadnego trenera. A jak mało kto na nią zasługuje. Kuba Górski z Podbeskidziem dał nam zwycięstwo. Przy dłuższej absencji Jacka Kiełba jego świetne wejście było bardzo obiecujące. Co było dalej? W sumie… to nic szczególnego. Dał jeszcze dobrą zmianę w pucharowym meczu z Wisłą Płock, wyszedł w podstawowym składzie na mecz z Chrobrym, gdzie dostał wędkę w przerwie meczu. Uważam, że otrzymał za mało szans, by wystawić jakąkolwiek ocenę. Podobne zdanie mam o Januszu Nojszewskim. Widać, że chłopak ma talent. Być może to powinna być jakaś alternatywa na pozycję Szpakowskiego.

I tak sobie myślę, szukam kolejnych problemów. I w tym momencie przypominam sobie, że przecież zajmujemy drugie miejsce i mamy na koncie tylko jedną porażkę. Może faktycznie, to tylko szukanie problemów na siłę? Oby.

W każdym razie, jednego jestem pewien: W PIĄTEK TYLKO ZWYCIĘSTWO!

WIDZIMY SIĘ NA STADIONIE!

grzehoo