Prezes Jabłoński: Nie użyję sformułowania „proszę mi wierzyć”.

Kolejna odsłona cyklu „Korona Na Nowo” będzie wyjątkowa. Dlaczego? Przez nietuzinkową postać, która przejęła stery w Koronie Kielce. Łukasz Jabłoński – bo o nim mowa, został zapytany o wiele kwestii, które nurtują Kibiców Korony. Nie mamy zamiaru przedłużać, więc zapraszamy do lektury!

– Może najpierw pytanie na rozgrzewkę. Jak się Pan czuje już jako oficjalnie przedstawiony prezes Korony Kielce?

Łukasz Jabłoński: – W zasadzie to samopoczucie jest dokładnie takie samo, jakie było 10 listopada (ub. roku), kiedy po raz pierwszy pojawiłem się w Klubie.

– Stale powracającym tematem wśród Kibiców estetyka obiektu, na którym rozgrywa mecze Korona. Czy ma Pan pomysł na to, aby „odświeżyć” wygląd stadionu?

–  Zdaję sobie sprawę, że obecnie stadion z zewnątrz wygląda nie najciekawiej. Jedną z pierwszych rzeczy, o których rozmawialiśmy z panią Darią (Wollenberg – przyp. red.) była właśnie kwestia wyglądu stadionu. Ponadto przysłuchując się opinii Kibiców, domyślam się, że w tym pytaniu bardziej jednak chodziło o krzesełka na trybunach. Przede wszystkim musimy pamiętać, że właścicielem obiektu jest MOSiR. Wspólnie pochyliliśmy się nad daną kwestią i opracowujemy możliwe scenariusze. Jednak w przypadku realizacji któregoś z wariantów potrzebne będą odpowiednie fundusze. Rozmawiamy i szukamy rozwiązań. W każdym razie – te krzesełka nie powinny być szare.

– W ostatnich latach zaufanie Kibiców do Klubu stale się zmniejszało, co przełożyło się na słabą frekwencję podczas meczów Korony na Suzuki Arenie. Czy myślał Pan, jak poprawić te relacje z Kibicami, co pomogłoby we wzroście frekwencji na stadionie?

– Zdaję sobie sprawę, że zaufanie Kibiców w ostatnich latach do Klubu zostało mocno nadszarpnięte, dlatego już teraz staramy się te relacje naprawiać. Jeśli chodzi o frekwencję na stadionie, to wiem, że jest ona mocno niezadowalająca. Długo się zastanawiałem nad tym tematem. Oczywiście, można tutaj podjąć szereg działań. Aczkolwiek chyba najważniejszym aspektem wpływającym na frekwencję będzie wynik sportowy. Widzę też inne problemy. Głównym z nich jest kwestia dystrybucji biletów na mecz. Ta dystrybucja jest, ale mało kto o niej wie. Po pierwsze, trzeba uświadomić Kibiców o możliwościach nabycia biletów. Po drugie, musimy poszerzyć tę sieć punktów, gdzie można kupić te bilety. Następnie możemy pomyśleć o jakichś akcjach promocyjnych. Trzeba pamiętać, że na stadion przychodzą różni Kibice – są to ci najzagorzalsi, rodziny z dziećmi, ludzie starsi. Do każdej grupy trzeba celować z innymi działaniami. Coś, co zadziała na zagorzałych Kibiców, zupełnie może nie mieć znaczenia dla rodzin z dziećmi. Aczkolwiek musimy pamiętać, że możemy wpadać na kolejne pomysły w kwestii przyciągania Kibiców na stadion, ale nie będą one miały większego znaczenia w momencie, gdy nie będzie wyniku sportowego. Zostaną tylko najzagorzalsi Kibice, którzy szczerze mają Koronę w sercu.

– Korona to nie tylko Kielce i powiat kielecki. Należy pamiętać, że jest to największy Klub w województwie świętokrzyskim. Czy myślał Pan, jak zaszczepić miłość do Korony wśród ludzi mieszkających w ościennych powiatach?

– Oczywiście, że myślałem nad tą kwestią. Mogę powiedzieć, że tutaj kluczem będzie rozwój akademii. Ponadto mamy parę innych pomysłów, jak się zmierzyć z danym tematem, ale na tym etapie nie będę na razie zdradzał szczegółów. Chcemy, aby świadomość ludzi o Koronie była większa, co przełożyłoby się na lepszą frekwencję na stadionie.

– W Kielcach lub też powiecie kieleckim widać Koronę m.in. poprzez reklamę na autobusach miejskich. Rozszerzając poprzednie pytanie, czy Klub planuje podjąć tego typu działania w innych powiatach województwa świętokrzyskiego?

– Oczywiście, kwestie marketingowe mają olbrzymie znaczenie, ale jest to działanie poboczne. Moim zdaniem, ludzi mieszkających poza Kielcami należy najpierw zrzeszyć. Dam prosty przykład: jest jakieś miasto X, w którym nie ma nic związanego z Koroną, ale pojawia się akademia lub klub, który ściśle współpracuje z Koroną. Wtedy ci ludzie automatycznie wiedzą, myślą o Koronie. Być może nawet kiedyś ich dziecko zagra w tym Klubie. To wszystko zatacza jednak koło. Jeśli wynik sportowy pierwszej drużyny nie będzie zadowalający, to trudniej będzie nam nawiązać współpracę z innymi klubami w województwie. Ponadto, Klub podejmując współpracę ze stowarzyszeniem kibiców, będzie się starał, by Korona w całym województwie była nie tylko rozpoznawalna, ale i przyciągała nowych Kibiców na trybuny. Zresztą, Klub jest gotowy do współpracy z każdym środowiskiem, które chce działać dla Korony. Najgorzej, jak się nic nie dzieje i cały czas jest to samo. Istotne jest, żeby cokolwiek się działo, cokolwiek się zmieniało. Nawet jeżeli będzie jakiś pomysł, który się okaże kompletnym niewypałem, ale ktoś podjął próby, by coś się działo, by spróbować cokolwiek zmienić, to będzie o wiele lepsze niż bezczynność. To nie jest gadanie pod publikę. Klub jest dla ludzi i powinien być dla nich otwarty. Jeśli będzie inaczej, to nic dobrego z tego nie wyniknie.

– Zakładając już nieco większą frekwencję, wstępnie na poziomie 8 tysięcy osób – pojawia się problem z przepustowością bramek przy wejściu. Niejednokrotnie się zdarzało, że przez duże kolejki Kibice z opóźnieniem wchodzili na stadion. Czy Klub ma w planie podjąć działania mające na celu usprawnienie wejścia Kibiców na obiekt?

– Jest to jeden z tematów, o którym jestem dość mocno poinformowany. Są dwa problemy: pierwszym jest system biletowy, na który nie mamy żadnego wpływu, gdyż jest własnością PZPN. Teraz nastąpi modyfikacja tego systemu. Drugą kwestią są kołowrotki, które nadają się do wyrzucenia. Wstępnie rozmawialiśmy o tym z władzami miasta oraz MOSiRem. Nieoficjalnie mogę powiedzieć, że MOSiR czuje się zobowiązany, by to naprawić. W perspektywie najbliższych dwóch lat powinno to zostać naprawione. Zdajemy sobie jednak sprawę, że w tym czasie również będziemy musieli funkcjonować. Mamy już wstępne pomysły, jak rozwiązać tę sytuację. Byłem kiedyś na meczu Juventusu z Atletico Madryt. Tam nie działały żadne kołowrotki. Przy każdym wejściu stał steward z czytnikiem i w ten sposób ludzie wchodzili na stadion, który był pełny. Wpuszczanie kibiców przebiegało bardzo płynnie. Nie wiem, czy to nie banalne, ale być może najskuteczniejsze rozwiązanie. Zresztą, kłopoty z wejściem na stadion pojawiają się od frekwencji na poziomie 8 tysięcy widzów. Życzmy sobie tego problemu.

– Wszyscy byśmy chcieli wrócić jak najszybciej na trybuny. Gdyby jednak stadion nadal był zamknięty dla Kibiców, to rozważa Pan dalszą dystrybucję wirtualnych biletów?

– Jak najbardziej tak. Jest to ciekawy pomysł, w którym już nie chodzi o to, żeby dostarczać Klubowi korzyści finansowe. Uważam, że taka forma przede wszystkim jednoczy środowisko Kibiców.

– Co się stanie w przypadku, gdyby Korona nie zajęła miejsca w pierwszej szóstce? Czy będzie to uznawane za porażkę sportową, czy może jest to wpisane w strategię odbudowywania Klubu?

– Zajęcie miejsca poza pierwszą szóstką nie jest wpisane w strategię odbudowy Klubu, gdyż porażek nie wpisuje się w plan. Strategia oparta jest na celach, do których się dąży i które chce się zrealizować.

– Czyli w tym sezonie nie musimy awansować, ale wymogiem koniecznym jest zajęcie miejsca w pierwszej szóstce?

– Dokładnie tak.

– Czy w przypadku skromnej zdobyczy punktowej w trzech pierwszych meczach (odpukać: remis i dwie porażki), będzie Pan brał pod uwagę zmianę trenera? I co byłoby w tej sytuacji z projektem sportowym pod patronatem trenera Macieja Bartoszka?

– Wierzę i kibicuję, że tak nie będzie!

– Czy będą jeszcze jakieś ruchy kadrowe, zarówno w obrębie pierwszej drużyny, jak i pionie administracyjnym Klubu?

– Ruchy kadrowe w obrębie pierwszej drużyny były realizowane na podstawie planu, który mamy zrealizować. W tym planie nie ma żadnych innych ruchów, aczkolwiek nie wiem, czy nie będziemy zobligowani do tego, żeby coś jeszcze zrobić. Jeśli chodzi o pion administracyjny, to są pewne pomysły, ale nie będę o tym rozmawiać, bo byłoby to zupełnie nieprofesjonalne.

– Jak Pan się zapatruje na projekt Korona Biznes Klub?

– Tego projektu już nie ma.

– Korona nie cieszy się powodzeniem wśród głównych opiniotwórczych kieleckich portali. Ten przekaz, z różnych względów jest, jaki jest. Czy ma Pan pomysł, aby to zmienić i przekonać do Klubu ludzi, którzy są związani z Kielcami, lecz niekoniecznie z Koroną?

– Klub nie ma takiej mocy, aby wpływać na treść wychodzącą z innych portali. Uważam, że konstruktywna krytyka jest zawsze potrzebna. Aczkolwiek ubolewam nad tym, że ludzie szukają na siłę problemów. Zawsze znajdzie kwestia, do której można się przyczepić. To ani nie służy Koronie, ani też nikomu. Jedyny pomysł, żeby to zmienić, to otwartość Klubu dla wszystkich. Zdaję sobie sprawę, że ludzie mniej zorientowani słyszeli głównie o kwestiach własnościowych Klubu i spadku z ekstraklasy. Chciałbym, żeby to szerzej wybrzmiało: Klub dąży do samofinansowania się i robimy w tym kierunku bardzo dużo. Jednakże nie użyję sformułowania „proszę mi wierzyć” (śmiech).

– Zadaliśmy to pytanie, gdyż zauważyliśmy, że istnieje spore grono osób, które powierzchownie interesuje się Koroną i zjawiają się na meczach w przypadku prestiżowego meczu lub sukcesu sportowego. Teraz ci ludzie są zniechęceni przez pryzmat działań w Klubie, które miały miejsce na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat. Do tego doszedł niekorzystny przekaz medialny i ciągłe przepychanki polityczne z Koroną w tle. Co zrobić, aby przekonać tych ludzi do siebie i nie być skreślonym już na starcie?

– Bardzo zależy mi na tym, żeby sukcesywnie zmieniać odbiór Korony. Niestety jest to proces, który musi trwać. Robimy w tym momencie bardzo dużo, aby nie postrzegano nas jako ludzi, którzy tylko potrafią wyciągnąć rękę po „daj” do miasta. Cóż, żyjemy w takich czasach, gdzie porażka lub sensacja jest pożywką dla społeczeństwa, a ewentualny sukces odbija się mniejszym echem. To nie jest tak, że próbuję teraz w jakikolwiek sposób siebie wybielić. Jeszcze raz podkreślę, że robimy wszystko, aby Korona była dumą regionu. Pamiętajmy jednak, że to nie jest tak, że my od razu znajdziemy ludzi, którzy dadzą nam 10 milionów i powiedzą „bawcie się”. Jest masa rzeczy, które są pozostałościami po poprzednich ludziach. Ostatnio sobie podsumowywałem nasze działania i pomyślałem sobie „fajnie, w końcu wychodzimy na prostą”, po czym za chwilę wyskakują kolejne problematyczne kwestie.

– Na przykład Daniel Dziwniel?

– Między innymi tak.

– Wiele drużyn jeździ na mecze obrandowanym autokarem. Czy myślał Pan o takim rozwiązaniu?

– To jest nasz kolejny pomysł. Obecnie korzystamy z usług firmy zewnętrznej. Istnieje taka opcja, tylko trzeba by było ponieść dodatkowy koszt. W tej chwili rozliczamy się z kilometra. W przypadku obrandowanego autokaru musielibyśmy rozliczać się z kilometra i dopłacać jakąś kwotę, gdyż przewoźnik nigdzie indziej tego pojazdu by nie wykorzystał. Mimo wszystko jest to fajny pomysł. Jesteśmy już dosyć blisko, aby zamknąć ten sezon finansowo. Jeśli się „przekopiemy”, to myślę, że warto byłoby to zrobić. Nie miałem jeszcze okazji rozmawiać z właścicielem tej firmy transportowej. Jak tutaj przyszedłem, to Korona była mu winna bardzo duże pieniądze. Pomimo to, nigdy nam nie odmówiono transportu.

– Czy jest pomysł na zmianę dostawcy cateringu na stadionie? Zdaniem wielu osób, obecne kiełbaski są – brzydko mówiąc, z tektury.

– Ogólnie rzecz biorąc, czego się nie ruszy w Klubie, to jest problem. Oczywiście jest pomysł, aby kto inny się tym zajął. Umowa z poprzednim dostawcą już się skończyła. Problemów jest bardzo dużo. Staramy się wprowadzać zmiany stopniowo. Wiemy, że wiele osób oczekuje od nas zmian na już i na szybko, ale nie wszystko od razu da się zrobić.

– Gdzie Pan widzi Koronę za pięć lat?

– Klub nie jest zwykłą firmą, a funkcja prezesa nie jest dożywotnia. Oczekiwania ze strony Kibiców będą cały czas rosły. Mam świadomość, że po pewnym czasie będzie musiał przyjść ktoś nowy, kto wniesie coś zupełnie nowego. Odpowiedź na to pytanie będzie czystą fikcją. Mogę powiedzieć, że widzę Koronę w pucharach, ale już mój poprzednik porównywał się do Bayernu. Powiem może inaczej: żeby biegać, to trzeba nauczyć się najpierw chodzić. Oczywiście, można by tu było snuć wizje nawet dziesięcioletnie. Tylko co nam po tych wizjach, skoro my nie mamy fundamentów. Jestem bardzo mocnym realistą. Nie lubię rozmawiać o przyszłości, skoro teraźniejszość jest niepewna. Jest plan na dwa lata. Łączy się on zarówno finansowo, jak i sportowo. W tym sezonie musimy być w pierwszej szóstce, a w następnym awansować do ekstraklasy.

– W internecie pojawiły się informacje o Pańskim pochodzeniu z Radomia.

– Widzę, że wcześniej mnie zlustrowaliście (śmiech). To nie jest prawda. Pochodzę spod Radomia.

– W jakim stopniu interesował się Pan wcześniej piłką nożną? Czy zdarzało się Panu chodzić na mecze i kibicować?

– Bardzo rzadko i w minimalnym stopniu. I zupełnie się tego nie wstydzę. Jak wcześniej wspomniałem, byłem na meczu Juventusu z Atletico Madryt. Mam nawet pamiątkę z tego spotkania. Na każdym krzesełku leżała flaga Juventusu, którą się podnosiło. Była to forma oprawy tamtego spotkania. Uważam, że było to ciekawe. I fajnie to wyglądało. Ponadto uczestniczyłem w meczu otwarcia Euro 2012: Polska – Grecja.

– Czyli można wywnioskować, że Pańska przygoda z życiem kibicowskim była bardzo uboga.

– Tak, byłem dosłownie na kilku meczach. Nie mam doświadczenia stricte piłkarskiego, ale byli już tu ludzie, którzy to doświadczenie mieli. Może to źle zabrzmi, ale jak obserwuję sposób zarządzania niektórymi klubami przez ludzi, którzy niby znają się na piłce, to ja na tej piłce wolę się nie znać.

– A czy teraz czuje się Pan kibicem?

– Oj tak. I nawet mi się to podoba. Nie opuściłem żadnego meczu Korony!

Rozmawiali: A_mks, Mikołaj Kęczkowski i Grzegorz Kotwica